Początki w Ameryce

M/s Batory na pocztówce z lat powojennych.

W pierwszym rejsie 1949 r. podczas inspekcji kuchni zauważyłem, że kurczaki przygotowywane na obiad są bardzo chude, po prostu szkielety obciągnięte skórą. Zapytałem szefa kuchni, co to za kurczaki. Odpowiedział, że na pewno były to kurczaki chore, gdyż miały zgniłe wątroby. Obejrzałem kilka wątrób – były w stanie rozkładu. Powiedziałem, że tych kurczaków nie możemy dawać pasażerom. Oficer polityczny zasugerował, żeby je dać do kuchni załogowej. Powiedziałem, że jeżeli kurczaki nie nadają się dla pasażerów, tak samo nie nadają się dla załogi. Kapitan zapytał, wobec tego, do czego się nadają. Odpowiedziałem, że do wyrzucenia za burtę. Kapitan i intendent zgodzili się. Wziąłem 10 wątrób, które później oddałem do zbadania – część w Nowym Jorku, a część w Gdyni – i kurczaki poszły z burtę. Badania wykazały, że kurczaki były chore na gruźlicę. Po przyjeździe do Gdyni byłem przesłuchiwany przez Komisję do walki z sabotażem i kontrrewolucją. Przez przeszło dwie godziny zadawano mi pytania, dlaczego nikt inny nie kwestionował jakości tych kurczaków, a były one dostarczane nie tylko na statek. Dlaczego właśnie ja uparłem się, że nie nadają się one do jedzenia. Powiedziałem, że ogólnie jest wiadomo, iż kurczaki chore na gruźlicę do jedzenia nie nadają się, więc dlaczego ja miałbym być odmiennego zdania. Z kolei ja pytałem, dlaczego weterynarz, który je badał pozwolił przyczepić pod skrzydełkiem każdego plombę, że był badany i że kurczak był zdrów? Dlaczego właśnie dla statku zakupiono produkt nie nadający się do spożycia i zapłacony tak samo, jak za produkt pełnowartościowy? Po zakończeniu przesłuchania powiedziano mi, że za te kurczaki ktoś będzie uderzony, a wszystko wskazuje na to, że tym uderzonym będzie doktor.

Wypłynęliśmy w następny rejs. Dostarczone kurczaki były takie same, jak w rejsie poprzednim i jak poprzednio poszły za burtę. Po przybyciu do Nowego Jorku zastałem przysłany pocztą lotniczą list od żony, a w nim wezwanie do wojska. „Wziąć ze sobą miskę, łyżkę i koc i zgłosić się do …”. Podany był numer jednostki wojskowej. Było jasne, że w Polsce Ludowej dla mnie miejsca już nie ma. Należy rozpocząć nowe życie bez prawa pobytu w Stanach Zjednoczonych, bez prawa do pracy i bez pieniędzy, lecz z przyjaciółmi. Jeden załatwił mi piękne i bardzo tanie mieszkanie, nawet przyzwoicie, w domu przeznaczonym na rozbiórkę, która miała się rozpocząć nie wiadomo kiedy. Drugi dostarczył mi kilka artykułów do przetłumaczenia z rosyjskiego na angielski. Tłumaczenia były dla pracowników Uniwersytetu Columbia. Tak rozpoczęły się moje kontakty z tą uczelnią. Trzeci przedstawił mnie czermanowi Dystryktu Columbia, który obiecał porozmawiać w mojej sprawiez sekretarzem prezydenta Trumana. Moi znajomi z urzędu imigracyjnego zapewnili mnie, że o ile będę przebywał na terenie stanu Nowy Jork, to z ich strony żadna nieprzyjemność mnie nie spotka.W jakiś czas później z Departamentu Sprawiedliwości otrzymałem kopię listę wysłanego do sekretarza prezydenta Trumana zawiadamiającą go, że zgodnie z decyzją Kongresu przyznano mi prawo stałego pobytu w Stanach Zjednoczonych. Zostałem też powiadomiony, abym złożył przewidzianą prawem opłatę, a po jej uiszczeniu otrzymam dokument upoważniający mnie do stałego pobytu w Stanach, do wyjazdów z kraju i powrotów oraz do ubiegania się o obywatelstwo Stanów. Oczywiste, opłatę natychmiast uiściłem i wymieniony dokument bez żadnej zwłoki otrzymałem.

Dodaj komentarz


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.